Antymaruder

poniedziałek, 23 marca 2015

Sprzęt kajakowy - przegląd, luźne informacje

Poniżej prezentuję sprzęt z moim komentarzem. Podzieliłem go na kilka sekcji:

1. Kajak
2. Wiosło
3. Kamizelka (i inne ratownicze bajery)
4. Dodatkowe akcesoria
5. Transport

1. Kajak
Obecnie standardem są kajaki polietylenowe, które są szybkie, zwinne i wytrzymałe. Zazwyczaj wypożyczalnie dysponują dwuosobowymi, ale co lepsze mają jedynki, które osobiście preferuję. Popularne modele jedynek: RTM Solo (stabilny, krótki, ale dosyć wolny i niezbyt pakowny), Aquarius Traper lub Trek (pierwszy nieco mniejszy, wolniejszy i mniej pakowny, ale i tak dużo ciekawszy niż Solo, Trek rzadziej spotykany, średniej klasy kajak idealny na rzeki, jeziorka, wygodny, pakowny i szybki), Perception Carolina 12 i 14 (jak Aquariusy, ale nieco "wyższa półka"). Kajaki laminatowe - starego radzę omijać z daleka, do archiwum PRL-u, niewygodne, archaiczne - jeszcze najpewniej z drewnianym wiosłem. Obecnie produkowane laminatowe kajaki również występują, ale takiego sprzętu nie uświadczy się w wypożyczalniach i jest to sprzęt na morze, bo na rzeki "szkoda" niszczyć takie cudeńka. Generalnie są różne typy kajaków: nizinnych (opisane wyżej), występują również morskie - smukłe, długie, ultraszybkie, ale średnio zwrotne, na rzeki nie polecam. I zwałkowe, bardzo krótkie, megazwinne, raczej wolne, ale świetnie radzące sobie z taranowaniem leżących w wodzie drzew itp. Na małe rzeki z wieloma utrudnieniami (generalnie to są kajaki GÓRSKIE, bo zwałka, czyli przedzieranie się przez trudny teren to takie "nizinne kajakarstwo górskie"). Pomijam sportowe i inne wyspecjalizowane.
(Ceny na marzec 2015: Traper 1799zł, Trek 2299zł, RTM Solo 1499zł, Percetion Carolina 14 ok. 3000zł itd. Prijony bardzo drogie)

Czyste piękno Traper, choć Trek jeszcze piękniejszy.

CO W KAJAKU BYĆ POWINNO, A CO MOŻE OKAZAĆ SIĘ PRZYDATNE?



Wygodne siedzenie, najlepiej miękkie z wygodnym oparciem w jakiś sposób regulowanym. Popularne są sztywne plastykowe, na kilkudniowe, ostre wycieczki nie nadają się. Występują też z twardej pianki (ujdą), ale najlepsze są obszyte syntetycznym materiałem z pianką w środku i naciąganiem pasami. Na plastykowe siedzenia warto wziąć podkładki (coś jak na krzesła ogrodowe). Wypożyczalnia powinna mieć takie.
(Siedzenia są w standardzie kajaka, zależnie od modelu mamy wygodniejsze lub mniej)



Plastykowe średniowygodne, nie polecam.Materiałowe, wygodne.



Podnóżki, to również istotna sprawa poprawiająca komfort pływania. Mając wyprostowane nogi z czasem zaczną nas boleć mięśnie nóg i plecy, a trzymając nogi w lekkim ugięciu można osiągnąć naprawdę wysoki komfort. Służą ku temu podnóżki, które w lepszych kajakach zamontowane są w środku kokpitu na wewnętrznych ścianach kajaka. Występują różne wersje, najpopularniejszym są sztywne plastykowe wypusty - 3 lub więcej po obu stronach i zależnie od preferencji/długości nóg zapieramy stopy o wybrany wypust. Bardziej wyrafinowane są podnóżki ręcznie regulowane specjalną wajchą, którą przesuwamy wraz z podnóżkami i zatrzaskujemy w specjalne wypusty. Pozwala to na precyzyjniejsze dopasowywanie. Zazwyczaj jednak kajaki wypożyczane (zwłaszcza dwójki) nie mają tego istotnego udogodnienia.
(Koszt sztywnych 100-150zł, regulowanych 150-200zł, zazwyczaj w wyposażeniu od nowości)

Podnóżki "sztywne". Zęby piły.Podnóżki pozwalające na dokładną regulację.



Motylki, ich już na pewno nie uświadczymy w kajakach z wypożyczalni. Można o nie oprzeć przód ud dla lepszego komfortu. Występują również podkładki do siedzenia, montowane z boku. Obie te rzeczy lepiej stabilizują pozycję kajakarza. Na zdjęciu poniżej widać fajne siedzonko od Aquariusa. (Koszt motylków około 100zł, podkładek 50zł, nie są w standardzie)

Ze strony gokajak.com, dystr. Aquariusa.



Ster kajakowy, to rzecz raczej niepotrzebna na rzeki, choć wedle potrzeb może być użyteczna (np. pod prąd, na jeziorka z wiatrem). Steruje się nim nogami, nad podnóżkami są dodatkowe podnóżki, które wciskając naciągają stalowe linki, które poruszają sterem umieszczonym na tyle kajaka. Można ster wyciągnąć, aby nie przeszkadzał pod wodą, ale za to trzeba być ostrożnym by na górze go nie zahaczyć. Na rzekach łatwo go zniszczyć, gdy jest w wodzie o gałęzie i kamienie. Generalnie ułatwia sterowanie, ale na rzece z nurtem jest nieprzydatny.
(Około 500zł i więcej z montażem)


Ster od Prijona.



Grodzie służą do podzielenia przestrzeni wewnątrz kajaka, aby woda która np. dostanie się do kokpitu nie dostała się do innych sekcji, gdzie trzymamy np. ubrania i inne rzeczy. Grodzie są ze specjalnej pianki, która nasiąka wodą, ale nie przepuszcza jej (choć pod dużym strumieniem przepuści wodę). Do oddzielonej przestrzeni dostać się można poprzez gumową, szczelną pokrywę. Nie zawsze kajaki mają takie pokrywy na co warto zwrócić uwagę - standardowy RTM Solo nie ma wcale pokryw i grodzi, wersja delux ma, Traper np. ma jedną pokrywę i grodź, a Trek trzy pokrywy i dwie grodzie. W przypadku braku grodzi woda, która dostaje się do kajaka przez kokpit może zmoczyć wszystko co mamy w kajaku. Istotne jest też, że mając pokrywy łatwiej się spakujemy do kajaka i mamy łatwiejszy dostęp do rzeczy.
(Grodzie to koszt koło 200zł, pokrywy od 80zł do 200zł, zależy od rozmiaru)


Traper z jedną grodzią (za siedzeniem) i pokrywą gumową.
Z przodu przestrzeń bagażowa jest dostępna przez kokpit. 
Na zdjęciu widać, że opcjonalnie producent może 
zamontować przednią pokrywę (za dopłatą).



Olinowanie - zazwyczaj z gumowego expandera, czyli rozciągliwej linki, pod którą można opcjonalnie włożyć jakiś mniejszy bagaż, mapnik, butelkę itp. Sztywne sznury mogą przydać się np. do cumowania. Rączki do przenoszenia/ciągnięcia kajaku, z przodu i z tyłu muszą być. Występują dwa rozwiązania - plastykowa rączka na sznurku i plastykowa rączka przymocowana śrubami po obu stronach bez sznurka. Czytałem kiedyś test i rączki na sznurku są wytrzymalsze, a według mnie również wygodniejsze. Te bez sznurka są "ciasne" i mogą ocierać knykcie.
Prócz olinowania kajaka warto mieć kilka sznurków, np. do cumowania kajaka przy pomoście, o drzewo itp. Zawsze się do czegoś mogą przydać różne długości, krótsze i dłuższe. Przy przenoszeniu kajaka metodą "ciągnięcia" warto przyczepić dłuższy sznur o rączkę i obwiązać się nim i tak ciągnąć kajak.

Bez sznureczka, są ok......ale wolę takie.



System ratunkowy - SeflRescue - jak trudno dostać się do wywróconego kajaka wie każdy, kto kiedyś próbował, a jest to umiejętność wręcz niezbędna na szerokich wodach, a na morzu może decydować o naszym życiu. Gdy fale są wysokie jest to naprawdę trudne. Dlatego przy pomocy pływaka, który nakłada się na jedno pióro wiosła (z pianki wypornościowej lub pompowany powietrzem), zaś drugą część wiosła mocuje się na kajaku i wtedy powstaje stabilniejsza konstrukcja. Na rzekach niekonieczne. 
(System mocowania około 100zł, pływak od 70 do 150zł)

Tutaj pływak na piórze, a druga część wiosła pod olinowaniem. 

Zakłada się te mocowania na kajak i w nie
wpina część wiosła, z drugiej strony pływak
i można się wczołgać na kajak z powrotem.



PROTIP

Pływając na otwartych akwenach warto zachować dwa banalne środki asekuracji. Po pierwsze być zawsze połączony sznurem z wiosłem (istnieją specjalne smycze z gumy owinięte materiałem) oraz z kajakiem. W razie wywrotki i silnego wiatru kajak może nam szybko odpłynąć lub zgubimy wiosło i wtedy jest pozamiatane. Na rzeczkach problem jest mniejszy, choć na dużych też występuje. Na małych, szybkich strugach jest to dosyć upierdliwe ganiać wiosło. Z drugiej strony gdy jest to spływ zwałkowy taki przyczepiony kajak może nas wciągnąć pod drzewo, co okazać się może bardzo niebezpieczne. Nie zalecam zatem łączyć się na rzekach. Koniec PROTIPA. 



2. Wiosło
Standardowo drewniane, ciężkie i z piórami symetrycznymi, przez co nieefektywne. Obecnie aluminiowe, plastykowe pióra, które u dołu są ścięte i wykrzywione do lepszego zagarniania wody. Występują skrętne i proste. Osobiście wolę proste, ale to kwestia preferencji. Skrętne mają pióra lekko odchylone względem siebie przez co ruch nadgarstkiem jest nieco inny, a i przy dużym wietrze pióro będące w powietrzu nie stwarza takiego dużego oporu jakie może stwarzać proste, ale w niewyczynowych warunkach to kosmetyka. Oczywiście występują nowoczesne wiosła drewniane, które swoimi właściwościami mogą dorównywać aluminiowym. Warto wspomnieć, by aluminiowe wiosło miało jakąś owijkę, tam gdzie łapiemy je w ręce. Gołe aluminium źle wpływa na dłonie, warto mieć też rękawiczki (rowerowe, lub inne), bo ostre wiosłowanie grozi odciskami. Im lepszy model tym lżejsze wiosło, lepiej wyprofilowane. Istnieją wiosła składane, łatwiejsze w transporcie, jednak pewniejsze są jednolite. W trudnych warunkach można takie składane wrzucić do kajaka jako dodatkową asekurację, w razie połamania/zgubienia podstawowego wiosła.
(Wiosła kosztują od 100zł w górę, topowe modele po 500zł)

Aluminiowe wiosło ze smyczą, która nie pozwoli nam je
zgubić. Wpinamy ją w kamizelkę przy pomocy np.
karabinka aluminiowego.



3. Kamizelka (i inne ratownicze bajery)
"To nie jest kamizelka bezpieczeństwa" głosi napis na moim "środku asekuracji". Wersji i modeli multum, wygodniejsze lub mniej, z kieszonkami lub bez, ładne kolory lub nie itp. Ważne żeby była i ważne żeby na niej nie siadać, nie zgniatać tej pianki, która potem może nas nie unosić na wodzie, a sytuacje na wodzie mogą być różne. Naprawdę warto poświęcić te trochę "niewygody" (której potem w ogóle się nie odczuwa) dla bezpieczeństwa. (Ceny od 100zł w górę)


Taka na większym wypasie z Aquariusa.

Podczas wypraw zwałkowych czy górskich warto mieć kask, na zwykłe kajakowanie to przesada.

W kieszonce kamizelki warto na sznurku przywiązać sobie ostry, składany nóż, który w kryzysowej sytuacji może nam uratować skórę. 

To samo dotyczy gwizdka, niektóre kamizelki mają go w standardzie, ale jeżeli nie, to warto takowy zakupić. (Cena koło 20zł)


Rzutka to rzecz przydatna w sytuacjach kryzysowych, niezbędna na dużych spływach i w trudnych terenach. Jest to kawał sznura, który z brzegu rzucamy osobie topiącej się i wyciągamy ją na brzeg. Szczególnie zwrócić uwagę należy na sztuczne progi wodne, które choć wyglądają niepozornie, to jeżeli wywrócimy się za nimi (o co nietrudno, kajak spływając z progu, w momencie gdy rufa jest jeszcze na progu, jest strasznie niestabilny przez ten krótki moment) możemy zostać wciągnięci przez tzw. cofkę. Woda przy takim progu zakręca się niczym spirala i może wciągnąć dorosłego człowieka (tj. nie wypuści). Wtedy rzutka może uratować życie. Ewentualnym rozwiązaniem jest lina trzymana przez osoby pod obu stronach brzegu i napięta gdy tonący złapie się jej. Nie jest moim celem opisywanie tutaj metod ratunkowych, jest wiele opracowań na ten temat. Chcę jedynie zwrócić uwagę na tę kwestię.

Rzucanie rzutki.



4. Dodatkowe akcesoria

Fartuch - dotyczy jedynie kajaków pojedynczych. To taki puszorek, który wkładamy niczym sukienkę i dzięki gumie, która go otacza naciągamy na rant kokpitu, w którym siedzimy. Zapobiega tym samym dostawaniu się wody do środka kajaka. W lato niekoniecznie potrzebne, ale w chłodniejsze dni przydatne (i w deszcz). Jeżeli ktoś ma złą technikę wiosłowania lub są duże fale, to łatwo zebrać w kokpicie dużo wody. Dlatego warto mieć fartuch. Wypożyczalnie czasem mają. Przed ewentualnym zakupem należy rozeznać się w rozmiarach i kajakach, które zazwyczaj będziemy wypożyczać.
Koszt od 100 zł do nawet 300zł. Są standardowe i z neoprenu. Warto poćwiczyć zakładanie na sucho, bo w wodzie może być trudne - zaczynamy od tyłu i potem naciągamy na przód i dopiero boki. Ważne by w razie wywrotki potrafiło się sprawnie fartuch zdjąć, gdyż może nas uwięzić w kajaku!

Fartuch nylonowy marki Yak. Mam taki i jest
okropnie ciasny na Treka. Założenie go to
męczarnia. Standardowy Aquariusa nieco droży,
ale łatwiejszy w założeniu i ma siateczkę
z przodu na szpargały.



Gąbka lub specjalna pompka, do ewentualnego opróżniania kajaka z wody, którą sobie nachlapiemy lub po wywrotce. Okazuje się, że nie tak łatwo jest opróżnić wodę z kajaka, należy to zrobić zdecydowanym ruchem - odwrócić kajak na lądzie. Jednak na wodzie przyda się jakaś gąbka chłonącą wodę, którą ściskając "opróżniamy". Można zaopatrzyć się też w pompkę, ale to spory wydatek (ponad 100zł) i zajmuje sporo miejsca, więc nie wiem czy ma to sens.

Pompeczka.



Worki wodoszczelne - do transportu bagażu, kosztują w różnych cenach, zależnie od wielkości i materiału, z którego są wykonane. Niektóre są odporne na zachlapanie, a inne całkowicie szczelne. Warto mieć chociaż jeden taki 100% odporny (np. aquariusa) 30l to już naprawdę duży worek, w takim RTM Solo nie chce się zmieścić. Kilka mniejszych też się przydaje. Super sprawą są mapniki, czyli małe szczelne pojemniki na mapę, w które można upchać telefon, portfel itp. Występują też mniejsze woreczki typowo pod telefon itp. Warto w kilka się uzbroić, bo worki na śmieci choć też są jakimś rozwiązaniem, to gdy przyjdzie ulewa i wywrotka, może się okazać, że wszystkie ciuchy są wilgotne czy wręcz mokre, albo nam na rzece zaczną uciekać - wszystko się wysypie. Niemniej awaryjnym rozwiązaniem worki na śmieci są całkiem niezłym, ale polecam te grube. Kajaki mają zazwyczaj szczelne komory zamykane klapą z tworzywa, ale mimo swej szczelności należy sprzęt tam włożony zabezpieczyć przed wodą (klapy mogą się otworzyć!).
Sam mam kilka worków aquariusa, kilka z decathlonu dużo cieńszych (zanurzone pod wodą pewnie łykają nieco wilgoci) i jeden zupełnie cienki, superlekki, taki raczej tylko kroploodporny.

Worki w różnych rozmiarach,
30l są już naprawdę spore.
Torba nadpokładowa, moja
ulubienica. Około 200zł,
to niemało.

Mapnik, w który można wepchać
różne akcesoria.



Ubiór to nie akcesorium, ale opiszę go tutaj. Istnieją specjalne tzw. suche kombinezony ze specjalnych materiałów, które nie przepuszczają prawie wcale wody (można w nich pływać i w środku jesteśmy nadal susi), ale są bardzo drogie. Od 1000zł w górę. Same spodnie to koszt około 600-800zł, ale pływając dużo w jesieni czy ziemie warto je się w takie ciuchy uzbroić. 

Zacznijmy od podstaw - warto nosić bieliznę termoaktywną, aby nie pocić się zanadto. Firmowa bielizna kosztuje kupę kasy, a taka najtańsza nie zawsze się sprawdza i tylko z nazwy jest termoaktywna. Warto eksperymentować. Na kolejną warstwę polarki i inne syntetyczne, szybkoschnące ciuchy. W pogotowiu warto mieć czapkę czy komin (lepszy od szalika) w razie wiatrów. Ważne są też rękawiczki - warto zainwestować w neoprenowe, które nasiąkają wodą i grzeją potem, ew. gdy ciepło to w jakieś rowerowe (lub specjalne dla kajakarzy). Na zimę/jesień warto mieć mufle, czyli luźne rękawice nieprzemakalne, które zaczepia się o wiosło, a pod spodem jakieś inne, ciepłe (mufle około 100-150zł).

Ciuchy neoprenowe (pianka nurkowa) są bardzo ciepłe, ale mocno się człowiek w nich poci. Kombinezonik nie kosztuje bardzo dużo (zależy od grubości pianki) i czujemy się w nim jak w pułapce. Osobiście nie lubię, ale myślę, że np. same spodenki czy na krótki rękaw (niczym surferzy) to spoko rozwiązanie.

Tutaj pan w neoprenie nad morzem z kajaczkiem rzecz jasna.
Zdjęcie autentyczne.
Buty są świetne z neoprenu - grubsze i cieńsze. Występują nawet wersje "skarpety" - super cienkie i wygodne. Można śmiało wskakiwać do wody i nie martwić się o zamoczenie butów, skarpet itp. 

Gustowne sofiksy.



5. Transport
Gdy mamy już sprzęt wedle potrzeb to, Co dalej? Należy wybrać rzekę/jezioro/szlak, który będzie odpowiedni dla naszych umiejętności, a potem się tam dostać. Wypożyczalnie zazwyczaj oferują transport lub w ogóle oferują "spływy", czyli płacimy 50zł i mamy w tym transport i 3 rzeczy ww. Na początek świetna sprawa, nieduży koszt, a możemy oswoić się z tematem. Potem organizując własne spływy (samotne lub w gronie znajomych) możemy wypożyczalni zapłacić za transport - liczą od 1,5 do 2,5zł za kilometr, ale każdy, w tą i z powrotem, a więc wyjść może sporawo, dlatego warto robić to grupą, wtedy koszta się dzielą. Np. spływ dwudniowy - około 50km, to załóżmy drogą 50km dojazdu (i powrót) dla wypożyczalni, a potem odbierają nas z punktu końcowego (też kilka km doliczą) i mamy z 110km x 1,5 = 165zł (w najlepszej opcji, przykładowo). Dużo - niedużo, zależy jak kto patrzy na to + 2 dni za wypożyczenie kajaku ~30-35zł. Daje to ponad 200zł. Sporo wydaje mi się, dlatego w grupie siła. Transport można również organizować samemu, ale jest to okrutnie upierdliwe. 

Po pierwsze musimy mieć bagażnik na dachu - wtedy maksymalnie 2 kajaki (jak wytrzymały samochód to 3) lub przyczepkę (to już więcej). Jeżeli chodzi o bagażnik warto zainwestować w jakiś porządny, najlepiej oryginalny dla modelu naszego wehikułu. Sam kupiłem najtańszy jaki się dało dla Peugeota dostawczaka i po 1,5 roku poluzowały się śruby mocujące, a jednocześnie nie sposób ich poruszyć, by dokręcić. Mój błąd, wiadomo, nie zakonserwowałem, zresztą na zimę powinienem zdjąć, ale myślę, że oryginalny jest sam w sobie zabezpieczony przed środowiskiem zewnętrznym. Generalnie mamy zatem dwie belki poprzeczne - stabilniejsze są bagażniki na relingi, ale nie każdy ma relingi. No i co dalej? Należy włożyć kajak na dach do góry nogami (do góry dnem). Najlepiej by kokpit był na jednym z bagażników, bo tam kajaczek jest najmocniejszy, wszędzie indziej ugina się i np. mocując klamrami, można tak dociągnąć, aż pęknie. 
Ustawmy zatem kajaczek tak, by stabilnie leżał, nie przechylał się do przodu czy do tyłu. Jeżeli wystaje powyżej 1m z tyłu należy przyczepić jakąś widoczną wstążeczkę (np. z pociętej kamizelki odblaskowej).
Kajak na dachu po zabezpieczeniu.
Do wiązania używajmy pasów, które można kupić w sklepach typu Castorama razem z małymi klamrami. Jest to opcja bezpieczna, lecz trzeba uważać by za mocno nie napinać klamrami, bo kajak może pęknąć! 
Uwaga teraz mega profesjonalny instruktarz:

Widok na bagażnik.

Czerwony KAJAK, Niebieski PASKI, Żółty SYSTEM NAPINANIA.

Kajak dnem do góry. Przerzucamy pasek nad kajakiem, a następnie pod bagażnikiem (za kajakiem) i wyciągamy z drugiej strony i powracamy paskiem do drugiej dłoni. Mamy zatem dwie krańcowe części paska w dłoni - jedna luźna, a druga z szeklą/zaczepem. Zaczep/szekle łączymy z szeklą/zaczepem klamry, a drugą wkładamy od dołu w klamrę i naciągamy, ale oczywiście przekładając pod bagażnikiem. Naciągamy mocno, ale nie nazbyt. Analogicznie z drugim bagażnikiem.
Po kilku kilometrach sprawdzamy czy kajak nie rusza się. Szczególnie uważamy na dziury w drodze, bo wstrząsy mogą poluzować pasy. Zbyt duża prędkość może urwać bagażnik, pod wpływem oporu powietrza na kajak. Uwaga przy wyprzedzaniu!!! Ten instruktaż to trochę żart, gdy znajdę chwilę ładnie porobię zdjęcia i zamieszczę.
Zamiast naciągaczy można użyć klamer, ale trzeba dobrze je zawiązać bo lubią się poluzować. Są delikatniejsze i można z lepszym czuciem przymocować kajak.

Pas z klamrą, należy dobrze naciągnąć i DOBRZE
zawiązać, bo łatwo się poluzowuje. Klamra sama
nie trzyma wystarczająco.

Producenci akcesoriów kajakowych wymyślili różne systemy transportu na dachu - są specjalne mocowania ze stali, o które opieramy kajak lub go w nie wkładamy. Są to wygodne ułatwienia, ale warto pamiętać, że kajak nieco waży i już samo włożenie go na bagażnik to duży wysiłek, a dodatkowe "akcesoria" sprawiają, że musimy go unieść jeszcze wyżej. Samotnie jest to trudna sztuka, bo niby kajak to 20-30kg, ale ciężar się źle rozkłada i nie jest to takie proste jakby się mogło wydawać.

Uchwyt pozwalający ułożyć kajak poziomo.

Tutaj na wspak.

Można mieć przyczepkę, łatwiej tam zamontować kajaki, ale koszt takiej przyjemności to od 4tysięcy w górę. No i można wtedy wozić dużo więcej kajaków (na bagażnik max. 2, ale można więcej na pancerne wozy).



Samemu wożąc kajaki trzeba jednak zwrócić uwagę na problemy logistyczne: dojeżdżamy do punktu startu i płyniemy do punktu końcowego i co dalej? Jak dostać się z powrotem do kajaka? Opcji jest kilka. Autostop, autobus, ale wtedy zostawimy kajak na kilka godzin samotnie. Można go zostawić u kogoś, to jednak upierdliwe. Można też zaangażować osobę trzecią, która podwiezie nas do startu i odjedzie sobie, a potem przyjedzie po nas do punktu końcowego i odbierze. Nie zawsze się jednak taka osoba znajdzie.
Jeżeli płyniemy we dwóch i mamy dwa samochody z bagażnikami, to nie ma problemu. Jeden wóz zostawiamy na końcu, i razem jedziemy do startu i zostawiamy wóz i płyniemy. Kończymy spływ i bierzemy samochód i jedziemy na start po drugi. Kilometrów narobimy łącznie sporo, ale to i tak wyjdzie taniej niż angażowanie transportu z wypożyczalni.
To nie jest tani sport jeżeli chcemy ostro popływać dziewiczymi szlakami, ale coś za coś. Podkreślam - w grupie siła, koszta się dzielą i jest ok.



Ten artykuł będę modyfikował w miarę nowych odkryć i przypomnienia sobie kolejnych wątków. Chciałbym też dodać więcej autorskich zdjęć (te tutaj to większość z internetu). Nie zawsze mam wiele sił by siąść i ślęczeć nad tekstem/zdjęciami.

Traper i Trek w akcji na wypływie z Bachotku.

niedziela, 22 marca 2015

Kajak Prolog




Sezon kajakowy 2015 uznaję za otwarty. Mały spływ inauguracyjny odbył się w pierwszy dzień wiosny. Pokonane zostało 19km jeziorami w bardzo korzystnej aurze, która pod koniec zechciała się popsuć. Zaczęliśmy przy Tamie Brodzkiej (okolice Brodnicy - ujście Skarlanki z jeziora Bachotek), by potem nim płynąć na północ do jeziora Strażym, a potem przy elektrowni wodnej do j. Kurzyny i na j. Strzemiuszczek. Trasa pokonywana przeze mnie już w różnych konfiguracjach i jak zawsze bardzo atrakcyjna. Woda czysta, natura piękna, cisza, spokój. Przy okazji wpadłem na pomysł założenia skrzynek dla kajakrzy i innych wodniaków, które umieszczę na wyspach - na Bachotku, na Strażym i na Strzemiuszczku. Na Wlk. Partęczynach też jest wyspa, ale to rezerwat przyrody, więc raczej należy odpuścić. Poza tym Wysokie Brodno ma wyspę/półwysep niedostępny raczej z poziomu stałego lądu.

Muszę zaplanować sposób ukrycia, wybrać skrzynkę i być może opracować jakąś zagadkę. Myślę o projekcie mapy skarbów. Współrzędne prowadziłyby jedynie do jeziora, a wyspę i skrzynkę na niej należy samodzielnie odnaleźć posiłkując się mapą (jak na obrazku?). Myślę, że to dosyć oryginalny pomysł na skrzynkę, raczej rzadko spotykany, a jednocześnie rozpropagowałby piękne okolice Brodnicy i kajaki. To tak na marginesie.

Jeżeli chodzi o same kajaki to jako że sezon jst już otwarty w niedługiej przyszłości wrzucę kolejne dokładniejsze opisy z bagażem zdjęć różnych szlaków z pojezierza brodnickiego, Drwęcy, Wkry, Skrwy i tego gdzie mnie jeszcze poniesie. Mam nadzieję też wrócić do wskazówek dot. geocachingu, ale i dotyczących kajaków - przygotowań, sprzętu itp.

Elektrownia wodna w Gaju-Grzmięcy.
Trasa wycieczki ręcznie zaznaczona na mapach Google. 

środa, 21 stycznia 2015

Geocaching - Część I: "Informacje wstępne"

Tym razem o geocachingu grze terenowej, która pewnym osobom jest już znana od kilku lat, a dla innych jest nadal obca. Warto się tą formą spędzania wolnego czasu zainteresować z kilku powodów:

a) Pozwala poznawać ciekawe miejsca historyczne/przyrodnicze/itp.
b) Zmusza do ruchu (mniej lub bardziej) na świeżym powietrzu
c) Daje ogólną satysfakcję

Na czym to polega?
W momencie gdy Clinton uwolnił satelity GPS, ludzie mogą z dokładnością do około 5metrów określać punkty na naszej planecie. Wystarczy mieć nadajnik GPS lub super-dokładną mapę i możemy z niewiarygodną dokładnością wskazać PUNKT na planecie. Dzięki temu ktoś może taki pukt zapisać, a inna osoba mając ten zapis dany punkt odnaleźć.

No i gdy ktoś zapisuje XYZ i umieszcza tam coś, to my możemy to coś odnaleźć. No i na tym polega geocaching. Ludzie umieszczają specjalne skrzynki (cache, kesze) w wybranych miejscach, a inni ich szukają.

W każdej skrzynce musi być dziennik (logbook), do którego należy się wpisać dowodząc tym samym sukces w odnalezieniu skrzynki. Prócz tego w zależności od wielkośći skrzynek mogą w nich być różne gadgety - zabawki, smycze i inne pamiątki, które można zabrać, ale wypada w zamian coś zostawić.

Skrzynki powinny być szczelne, aby warunki atmosferyczne nie zniszczyły zawartości - plasykowe pojemniki na żywność, to dosyć częsty patent, ale rozwiązań jest mnóstwo.

Zasada jest taka, aby skrzynek nie znajdowały niepowołane osoby, bo zwiększa to ryzyko ich skradzenia czy zniszczenia, dlatego miejsce ukrycia powinno być przemyślane, ale jednocześnie możliwe do znalezienia bez jakichś gargantuicznych poszukiwań - nie można zakopywać skrzynek.

Częstym patentem, szczególnie w miastach jest przyczepienie do skrzynki magnesu i za jego pomocą mocowanie kesza do metalowych elementów otoczenia.

W lasach zazwyczaj chowa się w dzuplach, korzeniach, pod kamieniami. Możliwości jest wiele, ale niestety często patenty się powtarzają i świat oblega plaga mikro skrzynek z opisem "tajemnica drzewa" czy "magnetyk", które często nawet nic ciekawego w okolicy nie pokazują, a po prostu są na sztukę.

Znalezione skrzynki należy zarejestrować na geocaching.com, gdzie zliczane są wszystkie i pokazywane na mapie. Tam też należy szukać skrzynek, które chcemy znaleźć. Mając konto premium (120zł rocznie) ma się wiele ułatwień - bezpośrednie zgrywanie do GPSa (ale tylko Garmin) i bogate statystyki itp., ale bez tego można sobie radzić, oto mój patent: przy pomocy aptoida na androdzie ściągnąłem za darmo aplikacje geocaching (normalnie płatna 30zł, i w sumie warto i tyle wydać), dzięki której można bez internetu mieć dostęp na smartfonie/tablecie do zaznaczonych skrzynek. Zaznacza się obszarem, a więc np. wybieramy miasto czy las i mamy skrzynki z okolic z opisem, wskazówkami i dokładnymi współrzędnymi. Potem w terenie będąc blisko skrzynki przepisuję współrzędne do ręcznego GPS-a (mam Holuksa), który jest o niebo dokładniejszy i szukam. Sam ręczny GPS jest męczący, ale można i nim lub samym smartfonem/tabletem (choć mała precyzja). Najlepiej jednak mieć internet w telefonie/tablecie i na bieżąco można sobie skrzynki szukać, bez netu trzeba wszystko za wczasu planować.

Dla koneserów utrudnień można działać w ogóle bez gps-a, ale po prostu niektóre skrzynki są niemożliwe do znalezienia.

Bo skrzynek jest kilka rodzajów - są zagadkowe, w których trzeba wyliczyć w terenie współrzędne (licząc obiekty, mnożąc itp i podstawiając w wykresik) i dopiero iść do skrzynki.

Co więcej dodać? Trzeba wejść na www.geocaching.com i tam się po prostu zarejestrować.

W skrzynkach wpisywać się ksywką i datą znalezienia (dobry nawyk to też godzina). Potem koniecznie logować na stronie, można dodać zdjęcie, ale bez spojlerów, żeby inni też mieli wyzwanie.

Nie zawsze skrzynka jest, może zaginąć, trzeba się z tym liczyć. Czasem poszukiwania są bezowocne, co wkurza jak dzieje się to kilka razy z rzędu, ale cóż, takie życie.

Prócz oryginalnego geocaching jest też popularny w Polsce opencaching.pl, który ma łącznie więcej skrzynek i rozwija się bardziej pod kątem "zagadek", ale wydaje się, że nieco zostaje wypierany przez oryginalną formułę światową, ma mniejsze wsparcie zewnętrzne. Jest zupełnie (teoretycznie) niekomercyjny, ale jednocześnie bardziej swobodny, co prowadzi do wielu skrzynek totalnych niewypałów, zakładanych przez gimnazjalistów na sztukę, choć i w geocachingu tego nie brakuje. Wybór jest indywidualny, żadna z formuł nie jest lepsza, są nieco inne, konkurencyjne. Mnie to strasznie denerwowało na początku, że właściwie to samo jest w dwóch formach i nawet w jednym miejscu dwie różne skrzynki znalazłem... absurd. Teraz po prostu zlewam open, tak jak inni zlewają geo i wszyscy są szczęśliwi.

Ok, to I z cyklu artykułów na luzie o geocachingu.

Będzie jeszcze o:
Sprzęcie
Rodzajach skrzynek, zawartości, ukryciach
Regulaminie
Travelbugach, geokretach, coinach


sobota, 17 stycznia 2015

O GPS-ach turystycznych

Jest to małe wprowadzenie do zagadnienia, w którym sam jestem właściwie laikiem, ale komuś może się przydać.

Po pierwsze należy się zastanowić do czego taki GPS ma nam służyć. (1) Ma zastępować mapę z wszystkimi jej walorami (duża ilość informacji o terenie), (2) zapobiegać zgubieniu się w lesie czy ogólnie na szlaku czy też (3) służyć jako "dziennik" podróży?

(1) Najtańszym rozwiązaniem jest posiadanie smartfonu lub tableta, na który wgrywamy aplikację LOCUS, potem z darmowej paczki map zgrywamy wektorową mapę całej Polski, która jest dosyć dokładna. Oczywiście musimy posiadać wbudowany GPS w telefonie. Jeżeli mamy internet, to nawet nie potrzeba wgrywać mapy, ale należy pamiętać, że w terenie nie zawsze złapiemy zasięg, więc taka mapa wgrana na kartę pamięci będzie niezastąpiona. Wady tego rozwiązania to bateriożerność takich urządzeń i właściwie jeden dzień wyprawy to MAX, potem trzeba podpiąć się do gniazdka/wymienić baterię/skorzystać z banku energii.

Najbardziej godnym polecenia byłoby zatem kupienie dedykowanej nawigacji z pakietem map (lub wgraniem ich z internetu). Urządzenia wytrzymują dłużej i generalnie są specjalnie przystosowane do zadań terenowych - wodoszczelność i zwiększona wytrzymałość. Ceny jednak mogą okazać się zaporowe dla ludzi uprawiających turystykę czasami - około 600zł kosztuje popularny Garmin Etrex 20, chociaż lepszy byłby Etrex 30 (800-900zł), Etrex 10 nie obsługuje szczegółowych map. Ma jedynie mapę bazową, która tak naprawdę na niewiele się zdaje w dokładnej orientacji w terenie (nie zastąpi mapy mapierowej). Wady - wiadomo cena, ale i fakt, że urządzonka mają dosyć wolny procesor i za kolorowo to wszystko nie działa. Dla cierpliwych, chociaż nie demonizujmy, jest po prostu średnio (nawet na Etreksie 30). Droższe - szybsze urządzenia kosztują ponad tysiaka i należy się głęboko zastanowić czy wykorzystamy ich potencjał. Mogąc sobie pozwolić na tak drogie urządzenie wypadałoby korzystać z niego pełną parą, a nie 20 razy w roku. Ale co kto lubi.

Urządzenia te (i locus na smartfony/tablety) mają oczywiście funkcję zapisywania śladu wycieczki, który potem można oglądać na mapie, na komputerze. Pokazuje średnią prędkość i wiele innych ciekawych statystyk. Przydatna rzecz.

(2) Urządzenia z (1) oczywiście spełniają powyższe funkcje, ale można je zastąpić nieco prostszymi i zarazem mniej wybajerowanymi gadgetami. Polecam np. Holux Sport260 lub 245, które można nabyć od 200 do 350zł lub Etreksa 10. Nie ma w tych urządzonkach za bardzo opcji na rozbudowane mapy, ale jest zapis śladu, który można oglądać, zoomować itp. Nie sposób się wtedy zgubić, bo wiemy gdzie jesteśmy mniej więcej. Prócz tego można na nie wgrać pliki gpx z zapisem śladu trasy lub własnym, który poprowadzi nas do celu (np. wcześniej przygotowany na kompie). Można wgrać współrzędne wybranych punktów, np. dom, jakieś schronisko itp. - wtedy strzałeczka poprowadzi nas do celu, nie zawsze najlepszą drogą, ale taką przełajową - w linii prostej pokazując ile metrów mamy do celu, na bieżąco się aktualizując. Dużo precyzyjniejsze niż GPS-y w telefonach i działa sprawniej, choć bardziej to wszystko toporne - nie kolorowe, bez dźwięków, obrazków, zdjęć itp. Co kto woli. Do potrzeb TURYSTYKI idealne i nic więcej nie potrzeba, a Holux 260 bez ładowania wytrzymał mi 3 pełne dni (po 6-8godzin) wędrówki logując każdy mój krok i dałby radę jeszcze więcej i zapobiegł błądzeniu wędrując po beznadziejnie oznaczonym szlaku - bez niego wycieczka byłaby wręcz niemożliwa.

(3) Tutaj i (1) i (2) spełniają funkcję, ale warto wspomnieć o tzw. data loggerze. Holux M241, który w sumie kosztuje podobnie jak Sport 245 (a sport ma więcej funkcji), ale jest warty zainteresowania. Nie można śledzić na nim szlaku, a jedynie logować podróż, by potem odtworzyć ja na kompie. Na bateryjki wymienne, zwykłe. Mały poręczny, bez żadnych bajerów - czysta forma.

Tematem wartym zainteresowania jest HOLUX Funtrek 130, który kosztuje koło 600zł, a stanowi konkurencję dla Garminów z nieco droższej półki. Na razie informacji o nim mało, kiedyś jak zakupię, to rozpiszę się o nim.

Temat POBIERZNIE rozwiązany, myślę, że warto "zrecenzować" Holuksa, którego mam pod różnym kątami (jako logger, jako nawigator, jako szukacz geocachów, kompas).

Czyli: Najpierw trzeba zastanowić się do czego potrzebujemy nawigacji GPS, bo łatwo wpaść w spiralę wydatków i marzyć o Garminie za 2000zł, kiedy tak naprawdę wystarczyłby nam Holux za 200zł, który jest bardzo fajnym i wydajnym urządzeniem (beznadziejna jest aplikacja na windowsa do zgrywania, ale można przeżyć). Garmin ostro idzie w bajery, które są wygodne, ale nie niezbędne, bo przecież w wędrówkach nie chodzi aby wszystko było łatwo i przyjemnie, to zbędne - nie dlatego śpi się w namiocie, skoro można w hotelach i być prowadzonym za rączkę przez przewodnika. Ale co kto lubi i na co kogo stać. Ja wolę pieniądze przeznaczyć na inny sprzęt niż super wypasione GPS-y.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Szlak czerwony: Laskowice Pomorskie - Terespol Pomorski (22km)


NIEBIESKI

WSTĘP
Oto szlak w całości wiodący przez tzw. ziemie kociewską prezentując jej największe walory - wspaniałe lasy i dolina rzeki Wda. Liczy sobie 22 kilometry, a zaczyna się i kończy w dogodnych komunikacyjnie punktach, dlatego bardzo łatwo zorganizować sobie jednodniową wycieczkę właśnie tym szlakiem. 

JAK SIĘ DOSTAĆ I WYDOSTAĆ
Zarówno początek jak i koniec szlaku znajdują się przy linii kolejowej łączącej Bydgoszcz z Gdynią, a więc połączenia są częste. Ja poradziłem sobie w następujący sposób: samochodem dojechałem do Laskowic, skąd udałem się na szlak, a potem z Terespolu pociągiem wróciłem do punktu wyjścia (5,3zł, 9minut jazdy). Ewentualne podzielenie szlaku na dwie części jest raczej trudne i nie polecam. Zanocować można w lesie, kilka dogodnych polan z pewnością się znajdzie.
LASKOWICE POMORSKIE: Aleksandrów Kuj.Bielsko-Biała GłównaBrodnicaBydgoszcz GłównaChojniceCiechanów (w okresie letnim), CzerskCzęstochowa,DziałdowoGdańsk GłównyGdynia GłównaGnieznoGrudziądzHel (w okresie letnim), InowrocławJabłonowo PomorskieKatowice,KielceKołobrzeg (w okresie letnim), KrakówKrynica-ZdrójKutnoLesznoŁeba (w okresie letnim), Łódź KaliskaMalborkPoznań GłównySopotSosnowiecSzczecinek (w okresie letnim), Szklarska Poręba GórnaTczewTucholaToruńWarszawa Zachodnia (w okresie letnim), WierzchucinWłocławekWrocław GłównyZakopaneZielona Góra
TERESPOL POMORSKI: m.in.: BrodnicaBydgoszcz GłównaGdynia GłównaInowrocławLaskowice PomorskieTczew

OPIS PRZEJŚCIA
Zaczynamy na dworcu PKP w Laskowicach. Następnie trzeba dostać się na ulicę Długą (główna ulica w miasteczku) i nią na południe (w lewo) ciągle prosto, mijając dwa domy misyjne, aż do przejazdu kolejowego. Tam należy iść prosto - wzdłuż torów, wchodząc w polną drogę i ciągle przed siebie. Na ewentualnych skrzyżowaniach obierać drogę taką, by iść ciągle wzdłuż torów. Należy tak wędrować, aż do budynku PKP, przy którym należy skręcić w prawo. Dostaniemy się tym samym do Osłowa. Tam należy wędrować cały czas prosto, jak wiedzie droga. Po wejściu w las raczej kierować się w prawo, aż do jego końca, wtedy należy odbić w lewo i skrajem wędrować prosto, aż do małego wąwozu z lewej strony, do którego należy się udać i ciągle prosto. Na skrzyżowaniu w kształcie T, nie należy wybierać żadnej z dróg, a iść prosto w małą ścieżkę i nią ciągle prosto, aż do Leosia (generalnie w kierunku torów). Potem wzdłuż torów, aż do możliwości zejścia  w dół, aż do małej kładki nad Wdą. Tam, przed rzeką, w lewo i pod wiaduktem, a potem w lewo i pod górę, by odbić w prawo i nadal szczytem doliny wzdłuż rzeki. Dalej lasem zgodnie ze znakami (bdb oznaczenia), aż do Bedlenek i przez most obok nadleśnictwa i potem w lewo drogą. Dalej za znakami aż do Małego Dólska - nowe osiedle domów jednorodzinnych i ciągle wzdłuż drogi, aż do rozlewiska Wdy, gdzie pod wiaduktem wokół rozlewiska do jazu w Kozłowie. I dalej prosto, odbijając w leśną drogę, by potem wyjść na główną szosę 240, którą trzeba przeciąć i iść prosto, aż do Terespolu Pomorskiego i stacji PKP. Polecam dokładne wydruki map lub ślad GPS (raz pobłądziłem lekko, za Małym Dólskiem).


OPINIA I ATRAKCJE
Dosyć interesującą miejscowością są Laskowice - na wikipedii tutaj jest dobry opis atrakcji. Inną jest głaz świętego Wojciecha (25m obwodu 3,8 wysokości) 3 co do wielkości głaz narzutowy w Polsce. Podobno diabeł targał go, aby zatrzymać bieg Wdy, lecz zastał go świt i porzucił go w środku lasu. Dolina rzeki Wdy - długość rzeki 198km, bardzo popularny szlak kajakowy. Wiadukty kolejowe (b. wysokie) nad Wdą oraz pomnik upamiętniający odnalezienie meteorytu "Świecie" o wadze 21,5kg, wiele ciekawych informacji tutaj. Elektrownia wodna w Kozłowie i jaz. W okolic szlaku jest Świecie z bardzo znanym zamkiem (starówka i interesujące kościoły) i Chełmno (starówka!),

Szlak jest jednym z najładniejszych i najciekawszych jakimi wędrowałem. W większości wędruje się lasami, choć są i dłuższe fragmenty asfaltowe (mniej interesujące). Lasy są bardzo ładne, a widoki potrafią zaprzeć dech w piersi. Ogólnie ma się wrażenie dzikości i obcowania z nienaruszoną naturą. Bardzo ciekawy zakamarek województwa kujawsko-pomorskiego. Taki szlak z prawdziwego zdarzenia, którego nie powstydziłoby się nawet małopolskie, bo niestety bolączką naszego województwa jest wiele szlaków zwyczajnie nieciekawych, raczej rowerowych (bo sam asfalt).




GALERIA

Photo Gallery by QuickGallery.com

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Szlak czerwony: Przyłubie-Rojewo/Gniewkowo (34 km)

CZERWONY: PRZYŁUBIE-ROJEWO/GNIEWKOWO (34 KM)

WSTĘP

Moim zwyczajowym źródłem informacji przed wyruszeniem na szlak zawsze była strona internetowa toruńskiego PTTK, gdzie p. Henryk Miłoszewski udostępnia doskonałe opisy krajoznawcze tras. Do pewnego czasu byłem przekonany, że w województwie kujawsko-pomorskim innych, niż tam opisane, szlaków nie ma. Stronny innych oddziałów są bardzo ubogie w podobne informacje. Jednak bardzo się myliłem, gdyż toruńskie szlaki to jedynie ułamek wytyczonych przez PTTK tras. W momencie przekonania się o tym otworzyły mi się nowe perspektywy wędrówek. Jednym z takich “nowych” wypadów jest szlak Przyłubie-Rojewo – szlak zaniedbany, w trudnych puszczańskich warunkach o łącznej długości ponad 34 kilometry. Postanowiłem dokonać drobnej modyfikacji, spakowałem tobołki i o 6:14 wsiadłem w pociąg na Toruń Miasto i ruszyłem do Przyłubia...

JAK SIĘ DOSTAĆ I WYDOSTAĆ

Jeżeli chcemy wędrować oryginalną wersja szlaku, to wydostać się z Rojewa nie będzie łatwo. Według internetowych rozkładów nie kursują tam autobusy (ani w okolicach), a najbliższą stacją PKP jest Gniewkowo (około 9,5 km dodatkowego marszu) albo Jaksice (też około 9,5), co łącznie daje grubo ponad 40km (43 kilometry). Zalecam zatem porzucenie takiego pomysłu, bo szlak sam w sobie jest dosyć męczący, więc 43 kilometry w trudnym terenie przestaje dawać jakąkolwiek przyjemność. Polecam zatem opcję jaką ja wybrałem – pod koniec szlaku w Kępie Kujawskiej (na granicy z Godziębą) iść do Gniewkowa. Łącznie wtedy szlak ma też około 34 kilometrów, ale kończymy w doskonałym komunikacyjnie punkcie. Połączenia Toruń i Inowrocław bardzo częste, do Bydgoszczy też można łatwo się dostać z przesiadką.
Jeżeli chodzi o początek szlaku, to do Przyłubia łatwo dostać się pociągiem z Torunia i Bydgoszczy.
Istnieje jeszcze opcja podzielenia szlaku (lub nocowania na szlaku). Jedyna rozsądna możliwość to stacja w Cierpicach (niedaleko od szlaku) i dojazd do Bydg. lub Torunia. Nocować można na b. fajnej polanie obok nadleśnictwa Cierpiszewo (osada Dybowo) lub na dziko w lesie (teoretycznie nielegalne, więc odradzam [tak, tak...]).

OPIS PRZEJŚCIA

Wyślę do National Geographic,
może opublikują.
Szlak wiedzie dzikimi terenami nadwiślanymi, a znaki są szczątkowe, a nawet szczegółowy opis wędrówki okazać się może niewystarczający. Na stronie wirtualneszlaki jest dosyć obszerny opis przejścia, ale mało przydatny na samym szlaku. Coraz większa wycinka drzew I ogólne zagmatwanie przebiegu szlaku sprawia, że jedyną słuszną opcją jest korzystanie z nawigacji GPS I pliku gpx (polecam ten: wirtualneszlaki.pl) lub mój ślad wklejony na końcu wpisu. Zaznaczam jednak, że czasem zbaczałem trochę ze szlaku (omijając np. stada dzików).

W skrócie – należy iść za stację I kierować się na wschód wzdłuż duktu. Potem ostra wycinka drzew I między świerkami – północny-wschód. Aż do drogi, którą należy przeciąć I na wschód wzdłuż wisły, potem na południe przez Cierpice-Kąkol-Jarki I dalej południe, aż do Gniewkowa. Naprawdę opisy nie mają sensu – dokładne wydruki mapek lub gps to jedyna opcja.


Ślad Wirtualneszlaki: http://wirtualneszlaki.pl/szlaki-piesze/przylubie-rojewo-zielonej-strugi-pieszy-czerwony
Mój ślad:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=hxhprrrnxxqedhhh&referrer=trackList

MAPA (z moim śladem):


OPINIA

Szlak jest bardzo interesujący pod względem przyrodniczym. W większości wiedzie przez lasy, asfaltem idzie się drobne odcinki, a rejony w okolicy Wisły dostarczają niezapomnianych wrażeń. Jest tam po prostu dziko, tak jakby czas się zatrzymał. Z drugiej strony im bliżej drogi krajowej, tym większa szansa na spotkanie samochodu parkującego na uboczu, w którym pan korzysta z usług przydrożnej pani. Na małych polanach leżą sterty zużytych prezerwatyw, ale na to nic poradzić nie można. Dla przeciwwagi jeżeli będzie się miało trochę szczęścia (lub pecha) można spotkać mnóstwo dzików. Zalecam ciągłe rozglądanie się za dogodnym drzewem do ucieczki.
Jest to jeden z moich ulubionych szlaków jak na ten moment, głównie dzięki fragmentom nadwiślanym. Dla znudzonych jednostajnym krajobrazem puszczy bydgoskiej można szlak zakończyć w Cierpicach na stacji PKP. Jednak zachęcam do całego przejścia, bo mimo, że puszcza pozornie podobna, to jednak dostarcza zawsze nowych wrażeń. Zresztą pamiętajmy o ważnej zasadzie - Maszeruj albo giń.


GALERIA
Nie ma to jak wspaniałe zdjęcia profesjonalnym aparatem. Najwyższa jakość zdjęć to mój priorytet... Człowiek łasi się na najtańszy aparat rzekomo "całkiem dobry", bo jest poręczny, ale efekty są po prostu żałosne. Trzeba dźwigać, płakać, męczyć się, a w nagrodę otrzyma się dobre zdjęcia. Bo inaczej to... to co poniżej:








W tle królowa polskich rzek.









Tereny piękne i dziekie, więc i
dzikie wysypisko 




Ambona dla niewymagających.


Nadleśnictwo Cierpiszewo


Zielona struga.





Niczym z baśni.


Stylowy przystanek, ale czemu te
napisy???


Nowy wiadukt w Cierpicach.







Piękne dęby przy leśnictwie Niedźwiadek.



Znakarzom zabrakło czerwonej farby.



Idąc za znakiem kontynuowalibyśmy
szlak oryginalny, ale polecam iść tam
skąd zrobione jest zdjęcie.

Rynek w Gniewkowie.

Muzeum Regionalne w dawnej Synagodze.