Tym razem o geocachingu grze terenowej, która pewnym osobom jest już znana od kilku lat, a dla innych jest nadal obca. Warto się tą formą spędzania wolnego czasu zainteresować z kilku powodów:
a) Pozwala poznawać ciekawe miejsca historyczne/przyrodnicze/itp.
b) Zmusza do ruchu (mniej lub bardziej) na świeżym powietrzu
c) Daje ogólną satysfakcję
Na czym to polega?
W momencie gdy Clinton uwolnił satelity GPS, ludzie mogą z dokładnością do około 5metrów określać punkty na naszej planecie. Wystarczy mieć nadajnik GPS lub super-dokładną mapę i możemy z niewiarygodną dokładnością wskazać PUNKT na planecie. Dzięki temu ktoś może taki pukt zapisać, a inna osoba mając ten zapis dany punkt odnaleźć.
No i gdy ktoś zapisuje XYZ i umieszcza tam coś, to my możemy to coś odnaleźć. No i na tym polega geocaching. Ludzie umieszczają specjalne skrzynki (cache, kesze) w wybranych miejscach, a inni ich szukają.
W każdej skrzynce musi być dziennik (logbook), do którego należy się wpisać dowodząc tym samym sukces w odnalezieniu skrzynki. Prócz tego w zależności od wielkośći skrzynek mogą w nich być różne gadgety - zabawki, smycze i inne pamiątki, które można zabrać, ale wypada w zamian coś zostawić.
Skrzynki powinny być szczelne, aby warunki atmosferyczne nie zniszczyły zawartości - plasykowe pojemniki na żywność, to dosyć częsty patent, ale rozwiązań jest mnóstwo.
Zasada jest taka, aby skrzynek nie znajdowały niepowołane osoby, bo zwiększa to ryzyko ich skradzenia czy zniszczenia, dlatego miejsce ukrycia powinno być przemyślane, ale jednocześnie możliwe do znalezienia bez jakichś gargantuicznych poszukiwań - nie można zakopywać skrzynek.
Częstym patentem, szczególnie w miastach jest przyczepienie do skrzynki magnesu i za jego pomocą mocowanie kesza do metalowych elementów otoczenia.
W lasach zazwyczaj chowa się w dzuplach, korzeniach, pod kamieniami. Możliwości jest wiele, ale niestety często patenty się powtarzają i świat oblega plaga mikro skrzynek z opisem "tajemnica drzewa" czy "magnetyk", które często nawet nic ciekawego w okolicy nie pokazują, a po prostu są na sztukę.
Znalezione skrzynki należy zarejestrować na geocaching.com, gdzie zliczane są wszystkie i pokazywane na mapie. Tam też należy szukać skrzynek, które chcemy znaleźć. Mając konto premium (120zł rocznie) ma się wiele ułatwień - bezpośrednie zgrywanie do GPSa (ale tylko Garmin) i bogate statystyki itp., ale bez tego można sobie radzić, oto mój patent: przy pomocy aptoida na androdzie ściągnąłem za darmo aplikacje geocaching (normalnie płatna 30zł, i w sumie warto i tyle wydać), dzięki której można bez internetu mieć dostęp na smartfonie/tablecie do zaznaczonych skrzynek. Zaznacza się obszarem, a więc np. wybieramy miasto czy las i mamy skrzynki z okolic z opisem, wskazówkami i dokładnymi współrzędnymi. Potem w terenie będąc blisko skrzynki przepisuję współrzędne do ręcznego GPS-a (mam Holuksa), który jest o niebo dokładniejszy i szukam. Sam ręczny GPS jest męczący, ale można i nim lub samym smartfonem/tabletem (choć mała precyzja). Najlepiej jednak mieć internet w telefonie/tablecie i na bieżąco można sobie skrzynki szukać, bez netu trzeba wszystko za wczasu planować.
Dla koneserów utrudnień można działać w ogóle bez gps-a, ale po prostu niektóre skrzynki są niemożliwe do znalezienia.
Bo skrzynek jest kilka rodzajów - są zagadkowe, w których trzeba wyliczyć w terenie współrzędne (licząc obiekty, mnożąc itp i podstawiając w wykresik) i dopiero iść do skrzynki.
Co więcej dodać? Trzeba wejść na www.geocaching.com i tam się po prostu zarejestrować.
W skrzynkach wpisywać się ksywką i datą znalezienia (dobry nawyk to też godzina). Potem koniecznie logować na stronie, można dodać zdjęcie, ale bez spojlerów, żeby inni też mieli wyzwanie.
Nie zawsze skrzynka jest, może zaginąć, trzeba się z tym liczyć. Czasem poszukiwania są bezowocne, co wkurza jak dzieje się to kilka razy z rzędu, ale cóż, takie życie.
Prócz oryginalnego geocaching jest też popularny w Polsce opencaching.pl, który ma łącznie więcej skrzynek i rozwija się bardziej pod kątem "zagadek", ale wydaje się, że nieco zostaje wypierany przez oryginalną formułę światową, ma mniejsze wsparcie zewnętrzne. Jest zupełnie (teoretycznie) niekomercyjny, ale jednocześnie bardziej swobodny, co prowadzi do wielu skrzynek totalnych niewypałów, zakładanych przez gimnazjalistów na sztukę, choć i w geocachingu tego nie brakuje. Wybór jest indywidualny, żadna z formuł nie jest lepsza, są nieco inne, konkurencyjne. Mnie to strasznie denerwowało na początku, że właściwie to samo jest w dwóch formach i nawet w jednym miejscu dwie różne skrzynki znalazłem... absurd. Teraz po prostu zlewam open, tak jak inni zlewają geo i wszyscy są szczęśliwi.
Ok, to I z cyklu artykułów na luzie o geocachingu.
Będzie jeszcze o:
Sprzęcie
Rodzajach skrzynek, zawartości, ukryciach
Regulaminie
Travelbugach, geokretach, coinach
Antymaruder
środa, 21 stycznia 2015
sobota, 17 stycznia 2015
O GPS-ach turystycznych
Jest to małe wprowadzenie do zagadnienia, w którym sam jestem właściwie laikiem, ale komuś może się przydać.
Po pierwsze należy się zastanowić do czego taki GPS ma nam służyć. (1) Ma zastępować mapę z wszystkimi jej walorami (duża ilość informacji o terenie), (2) zapobiegać zgubieniu się w lesie czy ogólnie na szlaku czy też (3) służyć jako "dziennik" podróży?
(1) Najtańszym rozwiązaniem jest posiadanie smartfonu lub tableta, na który wgrywamy aplikację LOCUS, potem z darmowej paczki map zgrywamy wektorową mapę całej Polski, która jest dosyć dokładna. Oczywiście musimy posiadać wbudowany GPS w telefonie. Jeżeli mamy internet, to nawet nie potrzeba wgrywać mapy, ale należy pamiętać, że w terenie nie zawsze złapiemy zasięg, więc taka mapa wgrana na kartę pamięci będzie niezastąpiona. Wady tego rozwiązania to bateriożerność takich urządzeń i właściwie jeden dzień wyprawy to MAX, potem trzeba podpiąć się do gniazdka/wymienić baterię/skorzystać z banku energii.
Najbardziej godnym polecenia byłoby zatem kupienie dedykowanej nawigacji z pakietem map (lub wgraniem ich z internetu). Urządzenia wytrzymują dłużej i generalnie są specjalnie przystosowane do zadań terenowych - wodoszczelność i zwiększona wytrzymałość. Ceny jednak mogą okazać się zaporowe dla ludzi uprawiających turystykę czasami - około 600zł kosztuje popularny Garmin Etrex 20, chociaż lepszy byłby Etrex 30 (800-900zł), Etrex 10 nie obsługuje szczegółowych map. Ma jedynie mapę bazową, która tak naprawdę na niewiele się zdaje w dokładnej orientacji w terenie (nie zastąpi mapy mapierowej). Wady - wiadomo cena, ale i fakt, że urządzonka mają dosyć wolny procesor i za kolorowo to wszystko nie działa. Dla cierpliwych, chociaż nie demonizujmy, jest po prostu średnio (nawet na Etreksie 30). Droższe - szybsze urządzenia kosztują ponad tysiaka i należy się głęboko zastanowić czy wykorzystamy ich potencjał. Mogąc sobie pozwolić na tak drogie urządzenie wypadałoby korzystać z niego pełną parą, a nie 20 razy w roku. Ale co kto lubi.
Urządzenia te (i locus na smartfony/tablety) mają oczywiście funkcję zapisywania śladu wycieczki, który potem można oglądać na mapie, na komputerze. Pokazuje średnią prędkość i wiele innych ciekawych statystyk. Przydatna rzecz.
(2) Urządzenia z (1) oczywiście spełniają powyższe funkcje, ale można je zastąpić nieco prostszymi i zarazem mniej wybajerowanymi gadgetami. Polecam np. Holux Sport260 lub 245, które można nabyć od 200 do 350zł lub Etreksa 10. Nie ma w tych urządzonkach za bardzo opcji na rozbudowane mapy, ale jest zapis śladu, który można oglądać, zoomować itp. Nie sposób się wtedy zgubić, bo wiemy gdzie jesteśmy mniej więcej. Prócz tego można na nie wgrać pliki gpx z zapisem śladu trasy lub własnym, który poprowadzi nas do celu (np. wcześniej przygotowany na kompie). Można wgrać współrzędne wybranych punktów, np. dom, jakieś schronisko itp. - wtedy strzałeczka poprowadzi nas do celu, nie zawsze najlepszą drogą, ale taką przełajową - w linii prostej pokazując ile metrów mamy do celu, na bieżąco się aktualizując. Dużo precyzyjniejsze niż GPS-y w telefonach i działa sprawniej, choć bardziej to wszystko toporne - nie kolorowe, bez dźwięków, obrazków, zdjęć itp. Co kto woli. Do potrzeb TURYSTYKI idealne i nic więcej nie potrzeba, a Holux 260 bez ładowania wytrzymał mi 3 pełne dni (po 6-8godzin) wędrówki logując każdy mój krok i dałby radę jeszcze więcej i zapobiegł błądzeniu wędrując po beznadziejnie oznaczonym szlaku - bez niego wycieczka byłaby wręcz niemożliwa.
(3) Tutaj i (1) i (2) spełniają funkcję, ale warto wspomnieć o tzw. data loggerze. Holux M241, który w sumie kosztuje podobnie jak Sport 245 (a sport ma więcej funkcji), ale jest warty zainteresowania. Nie można śledzić na nim szlaku, a jedynie logować podróż, by potem odtworzyć ja na kompie. Na bateryjki wymienne, zwykłe. Mały poręczny, bez żadnych bajerów - czysta forma.
Tematem wartym zainteresowania jest HOLUX Funtrek 130, który kosztuje koło 600zł, a stanowi konkurencję dla Garminów z nieco droższej półki. Na razie informacji o nim mało, kiedyś jak zakupię, to rozpiszę się o nim.
Temat POBIERZNIE rozwiązany, myślę, że warto "zrecenzować" Holuksa, którego mam pod różnym kątami (jako logger, jako nawigator, jako szukacz geocachów, kompas).
Czyli: Najpierw trzeba zastanowić się do czego potrzebujemy nawigacji GPS, bo łatwo wpaść w spiralę wydatków i marzyć o Garminie za 2000zł, kiedy tak naprawdę wystarczyłby nam Holux za 200zł, który jest bardzo fajnym i wydajnym urządzeniem (beznadziejna jest aplikacja na windowsa do zgrywania, ale można przeżyć). Garmin ostro idzie w bajery, które są wygodne, ale nie niezbędne, bo przecież w wędrówkach nie chodzi aby wszystko było łatwo i przyjemnie, to zbędne - nie dlatego śpi się w namiocie, skoro można w hotelach i być prowadzonym za rączkę przez przewodnika. Ale co kto lubi i na co kogo stać. Ja wolę pieniądze przeznaczyć na inny sprzęt niż super wypasione GPS-y.
Po pierwsze należy się zastanowić do czego taki GPS ma nam służyć. (1) Ma zastępować mapę z wszystkimi jej walorami (duża ilość informacji o terenie), (2) zapobiegać zgubieniu się w lesie czy ogólnie na szlaku czy też (3) służyć jako "dziennik" podróży?
(1) Najtańszym rozwiązaniem jest posiadanie smartfonu lub tableta, na który wgrywamy aplikację LOCUS, potem z darmowej paczki map zgrywamy wektorową mapę całej Polski, która jest dosyć dokładna. Oczywiście musimy posiadać wbudowany GPS w telefonie. Jeżeli mamy internet, to nawet nie potrzeba wgrywać mapy, ale należy pamiętać, że w terenie nie zawsze złapiemy zasięg, więc taka mapa wgrana na kartę pamięci będzie niezastąpiona. Wady tego rozwiązania to bateriożerność takich urządzeń i właściwie jeden dzień wyprawy to MAX, potem trzeba podpiąć się do gniazdka/wymienić baterię/skorzystać z banku energii.
Najbardziej godnym polecenia byłoby zatem kupienie dedykowanej nawigacji z pakietem map (lub wgraniem ich z internetu). Urządzenia wytrzymują dłużej i generalnie są specjalnie przystosowane do zadań terenowych - wodoszczelność i zwiększona wytrzymałość. Ceny jednak mogą okazać się zaporowe dla ludzi uprawiających turystykę czasami - około 600zł kosztuje popularny Garmin Etrex 20, chociaż lepszy byłby Etrex 30 (800-900zł), Etrex 10 nie obsługuje szczegółowych map. Ma jedynie mapę bazową, która tak naprawdę na niewiele się zdaje w dokładnej orientacji w terenie (nie zastąpi mapy mapierowej). Wady - wiadomo cena, ale i fakt, że urządzonka mają dosyć wolny procesor i za kolorowo to wszystko nie działa. Dla cierpliwych, chociaż nie demonizujmy, jest po prostu średnio (nawet na Etreksie 30). Droższe - szybsze urządzenia kosztują ponad tysiaka i należy się głęboko zastanowić czy wykorzystamy ich potencjał. Mogąc sobie pozwolić na tak drogie urządzenie wypadałoby korzystać z niego pełną parą, a nie 20 razy w roku. Ale co kto lubi.
Urządzenia te (i locus na smartfony/tablety) mają oczywiście funkcję zapisywania śladu wycieczki, który potem można oglądać na mapie, na komputerze. Pokazuje średnią prędkość i wiele innych ciekawych statystyk. Przydatna rzecz.
(2) Urządzenia z (1) oczywiście spełniają powyższe funkcje, ale można je zastąpić nieco prostszymi i zarazem mniej wybajerowanymi gadgetami. Polecam np. Holux Sport260 lub 245, które można nabyć od 200 do 350zł lub Etreksa 10. Nie ma w tych urządzonkach za bardzo opcji na rozbudowane mapy, ale jest zapis śladu, który można oglądać, zoomować itp. Nie sposób się wtedy zgubić, bo wiemy gdzie jesteśmy mniej więcej. Prócz tego można na nie wgrać pliki gpx z zapisem śladu trasy lub własnym, który poprowadzi nas do celu (np. wcześniej przygotowany na kompie). Można wgrać współrzędne wybranych punktów, np. dom, jakieś schronisko itp. - wtedy strzałeczka poprowadzi nas do celu, nie zawsze najlepszą drogą, ale taką przełajową - w linii prostej pokazując ile metrów mamy do celu, na bieżąco się aktualizując. Dużo precyzyjniejsze niż GPS-y w telefonach i działa sprawniej, choć bardziej to wszystko toporne - nie kolorowe, bez dźwięków, obrazków, zdjęć itp. Co kto woli. Do potrzeb TURYSTYKI idealne i nic więcej nie potrzeba, a Holux 260 bez ładowania wytrzymał mi 3 pełne dni (po 6-8godzin) wędrówki logując każdy mój krok i dałby radę jeszcze więcej i zapobiegł błądzeniu wędrując po beznadziejnie oznaczonym szlaku - bez niego wycieczka byłaby wręcz niemożliwa.
(3) Tutaj i (1) i (2) spełniają funkcję, ale warto wspomnieć o tzw. data loggerze. Holux M241, który w sumie kosztuje podobnie jak Sport 245 (a sport ma więcej funkcji), ale jest warty zainteresowania. Nie można śledzić na nim szlaku, a jedynie logować podróż, by potem odtworzyć ja na kompie. Na bateryjki wymienne, zwykłe. Mały poręczny, bez żadnych bajerów - czysta forma.
Tematem wartym zainteresowania jest HOLUX Funtrek 130, który kosztuje koło 600zł, a stanowi konkurencję dla Garminów z nieco droższej półki. Na razie informacji o nim mało, kiedyś jak zakupię, to rozpiszę się o nim.
Temat POBIERZNIE rozwiązany, myślę, że warto "zrecenzować" Holuksa, którego mam pod różnym kątami (jako logger, jako nawigator, jako szukacz geocachów, kompas).
Czyli: Najpierw trzeba zastanowić się do czego potrzebujemy nawigacji GPS, bo łatwo wpaść w spiralę wydatków i marzyć o Garminie za 2000zł, kiedy tak naprawdę wystarczyłby nam Holux za 200zł, który jest bardzo fajnym i wydajnym urządzeniem (beznadziejna jest aplikacja na windowsa do zgrywania, ale można przeżyć). Garmin ostro idzie w bajery, które są wygodne, ale nie niezbędne, bo przecież w wędrówkach nie chodzi aby wszystko było łatwo i przyjemnie, to zbędne - nie dlatego śpi się w namiocie, skoro można w hotelach i być prowadzonym za rączkę przez przewodnika. Ale co kto lubi i na co kogo stać. Ja wolę pieniądze przeznaczyć na inny sprzęt niż super wypasione GPS-y.
Subskrybuj:
Posty (Atom)